Godziny pracy po chińsku - rozdział 28
Budowanie chińskiego muru
Pierwszy
tydzień pracy dociągnęłam do końca, razem z niedzielą, bo uroczysty
obiad był właśnie w niedzielę, doliczając swoje nadgodziny już od czwartku, przeczuwając, że będą jaja. Przepracowałam 72 godziny.
Rozliczenie, w profesjonalnej tabelce, z dokładnym wyszczególnieniem co robiłam i od
której do której każdego dnia po kolei, wysłałam jej e-mailem,
późnym wieczorem, przed pójściem spać.
E-mailem aby mieć
dokument.
No i
zaczęło być zabawnie, bo poniedziałek zaczął się jakby nigdy
nic, w ciszy i spokoju.
Natomiast w przerwie po śniadaniu, znalazłam maila, w którym oburzona
Chinka wyrzuciła mi wszystkie wspólne wyjścia, bo to przecież
spacery a nie praca i ona mi kupuje pyszne ciastka, moich powrotów
do domu z listą zakupów też nie uwzględniła bo przecież i tak
musiałam wrócić, oraz niedzielnego obiadu, bo przecież
uczestniczyłam w święcie, było jak w rodzinie i siedziałam przy
stole z nimi.
Przeczytałam,
wróciłam do pracy, ona popatrzyła na mnie z uwagą, domyślając się że pewnie już wiem, ale ja podjęłam jej metodę i w
ciszy poszłyśmy na spacer.
Szczerze powiedziawszy tak cicho nie
było ani wcześniej ani nigdy potem.
Wieczorem odpisałam:
Spacery
to nie jest mój wolny czas który sobie organizuję według
własnych potrzeb, niech się cieszy, że nie doliczyłam gotowości
do pracy, kiedy mnie prosiła, żebym nigdzie nie wychodziła w
przerwach, bo zaraz będę jej potrzebna.
Powroty,
to zakupy do domu, niech się cieszy, że nie doliczyłam czasu
rozpakowywania i układania produktów, bo zapisywałam czas powrotu
tylko.
Obiad,
to była harówa w mój umowny wolny dzień: przygotowanie,
podawanie i sprzątniecie po wszystkim.
Nie
zgadzam się więc na odliczenie tych godzin bo je uczciwie
przepracowałam.
We
wtorek już nie było cicho!
Od
bladego świtu, usłyszałam histeryczne, że ona, nie może, nie może,
absolutnie nie może mi tyle zapłacić, bo jej nie stać.
- Tak?
To trzeba było mi nie nabijać tylu godzin.
-
Myślałam, że będziemy żyć jak w rodzinie, wszystko razem.
-
Rodzinę to ja mam swoją i nie robimy wszystkiego razem, bo każdy
potrzebuje własnej przestrzeni. Bycie z Tobą jak w rodzinie, to w
domyśle gotowość na skinięcie twojego paluszka w każdej sekundzie, bez
własnego życia. Zapomnij.
- Ale
ja Ci tyle nie zapłacę! – rozmowa przeniosła się już na ulicę
na spacerze.
- W
takim razie wybiorę te nadgodziny, a ponieważ mam razem z
wczoraj 54 nadwyżki, to ten tydzień od dzisiaj mam wolny, a w następnym
24 godziny. I zrobiłam ruch jakbym chciała odejść. Wpadła w
popłoch najprawdziwszy.
- Nie,
nie, nie! Nie możesz mi tego zrobić!
I nagle
stała się cudownie ugodowa.
-
Proszę cię, czy możemy to jakoś inaczej rozwiązać?
-
Dobrze. Zapłacisz mi natychmiast za 30 godzin z poprzedniego
tygodnia, plus premia za super obiad który wykonałam i obsłużyłam
w wolną niedzielę, a ja pójdę ci na rękę i będę odliczała po
10 godzin tygodniowo aż do wyczerpania.
- OK, OK.
Masz tu £20 ekstra za niedzielę, a wyplata jak wrócimy bo nie mam przy sobie, ale
10 godzin tygodniowo mniej, to dla mnie za dużo, czy może być 5???
Zgodziłam
się, i w błogim szczęściu, że nie dałam się wymanewrować i
ustaliłam twardo co i jak, pomyślałam -
teraz już będzie całkiem znośnie.
O moja
naiwności. Chinka nigdy się z tym nie pogodziła, to były pierwsze potężne głazy do chińskiego muru nienawiści.
Poskarżyła się Szczuplutkiemu, co odniosło nieoczekiwany skutek, bo zaczął być bardziej przyjazny dla mnie, a wkrótce założyliśmy wspólny front za plecami Mao Tse Tung-a, jak ją miedzy sobą nazywaliśmy. Stalo się tak dlatego, że Szczuplutki też nie miał z nią łatwego życia.
Wszystkie odcinki Smaki i Zapachy Emigracji
Komentarze
Prześlij komentarz
Porozmawiajmy ...
Włączona weryfikacja obrazkowa bo spam mi się wdarł.