Wściekła jazda - rozdział 33
Plan na opuszczenie Chinki
- Co robisz, co
robisz???! - wydarła się
- Kto Ci
pozwolił!!!?
- Do tej pory
jakoś nie potrzebowałam Twojego pozwolenia na realizacje moich wizji – odparłam zaskoczona.
- Ale ja nie
chcę tej lamówki, nie chcę, nie chcę! Masz natychmiast to odpruć!
Krzyczała i tupała z dzieckiem na rękach.
Krzyczała i tupała z dzieckiem na rękach.
Była w szale
najprawdziwszym. Nie nadawała się do dyskusji. Nawet Szczuplutki
odwrócił się od komputera zdumiony, co mu się prawie
nie zdarzało.
Wyleciałam z pokoju jak
z procy. Zamilkła, cisza nastała w całym domu i atmosfera że siekiera by nie przecięła.
Zaczęłam się
natychmiast pakować, jednak mózg mi ruszył, załapałam że jest wtorek, ona mi nie zapłaciła jeszcze za
poprzedni tydzień, jak zwykle zresztą, i mi nie zapłaci. Zwolniłam
więc z pakowaniem i uknułam plan na resztę tygodnia, a zniknąć
postanowiłam w poniedziałek po odebraniu pieniędzy. Powodzenie
zależało oczywiście od jej zachowania, które jak się okazało
dość trafnie przewidziałam, choć były przesunięcia, które
oczywiście wzięłam pod uwagę i postanowiłam być
elastyczna.
Po półgodzinie
zaczęła się dobijać do moich drzwi.
- Wracaj
natychmiast do pracy – już na spokojnie warknęła. Wyszłam.
- Wypruj te
lamówkę.
- Nie.
- Jak to
nie?!
- Sama sobie
wypruj i sama sobie dokończ. Ja już się do fotela nie dotknę.
- Musisz!
Płacę ci za to!
- Jeszcze mi
nie zapłaciłaś za poprzedni tydzień, choć rozliczenie leży u
ciebie jak zwykle od soboty wieczorem.
- Dobrze.
Zaraz Ci zapłacę.
I zapłaciła?! Zapłaciła po raz pierwszy bez targowania się o każdą godzinę, no tego nie przewidziałam.
Resztę
tygodnia przeznaczyłam na szukanie pokoju w wolnych przerwach. I tu
właśnie przydało się moje przygotowanie na ewentualne poślizgi.
Bo!
- A teraz
odpruwaj!
- Nie masz
racji. - dotarło nagle do nas zdanie sprzed komputera.
- Gabriela
dobrze to wymyśliła.
Szok!
Szczuplutki nigdy, przenigdy nie wtrącał się w … no w nic się
nie wtrącał.
- Nie chcę tak
i już! - wrzasnęła tym razem w jego stronę ze zdziwionymi oczami.
- Przyjrzyj
się. To dobrze wygląda.
- Nic z
tego. Nie będzie tej lamówki! - zaczęła się nakręcać.
- Wypruwaj!!! - już do mnie.
- Przecież
ci już mówiłam, że sama sobie to rób - rzuciłam nonszalancko.
- Ale ja ci
zapłaciłam i wymagam wykonywania moich poleceń!
- Te akurat
zajęcia nie były przewidziane w naszej umowie kiedy podejmowałam
pracę, więc nie muszę.
- Nie
zrobisz?
- Nie.
- No to
zaraz zobaczysz!!!!
I zaczęła się
jazda bez trzymanki, taka, że chwilami zapominałam jak się
nazywam. Ordynowała mi najpodlejsze prace, w amoku totalnym, z
wściekłą satysfakcją, co jakiś czas pytając, czy już się
namyśliłam i wrócę do fotela i abażura. Zawzięłam się,
zacięłam. O ty chińska małpo, nie znasz mnie!
O szukaniu
pokoju przez następne dwa dni mogłam zapomnieć, ale za to godziny
natłukły się gwałtownie. W czwartek o 15:30
miałam już 30 i nie zamierzałam wypracować u niej ani
jednej sekundy więcej, więc kiedy kazała mi zawiesić wyszorowaną dwukrotnie (jeszcze jest brudna!) zasłonkę przy wannie, popukałam
w cyferblat i oświadczyłam, że właśnie zaczynam najdłuższy weekend odkąd jestem w
Londynie.
Dopadła moich
drzwi w momencie, kiedy je zdążyłam przewidująco zamknąć na
klucz.
Szarpała się
z nimi z piętnaście minut. Wytrzymały, co obiecał mi Szczuplutki
kiedy wręczał mi klucz.
Komentarze
Prześlij komentarz
Porozmawiajmy ...
Włączona weryfikacja obrazkowa bo spam mi się wdarł.