Pokazowy obiad - rozdział 27
Co ma Harrods do obiadu
Biblijne:
„Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny” (co
interpretuje się jako niewiedzę kiedy i co się stanie, co powoduje
życie w ciągłej niepewności i niepokoju), Chinka wypełniała w
500 procentach, przebiła nawet moją córeczkę kiedy była mała i
wciąż siedziałam na minie.
Nikogo
tak nierównego i nieprzewidywalnego nie spotkałam wcześniej, i nie
życzę sobie spotkać jeszcze kiedykolwiek, bo tu siedziałam na
kilku minach na raz.
Była
mistrzynią świata w tworzeniu nastrojów skrajnie różnych, które
potrafiła zmieniać w ciągu sekundy i żonglowaniu słowami i
sytuacjami w celach manipulacyjnych.
Tymczasem pierwszy
tydzień był znośny a nawet miły, pomimo starcia o noszenie małej na rekach. Zbliżało się jakieś chińskie święto i pani domu postanowiła
wydać obiad dla rodziny i znajomej Chinki zamężnej z rodowitym
Anglikiem.
Żyła więc przez kilka dni tym wydarzeniem, ciągnąc
mnie do Harrods-a, jednego z najsłynniejszych ekskluzywnych sklepów
w Londynie po … indyka wraz z gotowym nadzieniem, za którego
uiściła £ 120, i którego ja miałam zrobić, bo ona nie umie.
Tak,
tak, w Harrodsie można kupić również jedzenie.
Nigdy
nie piekłam indyka!
Gdzieś mi tylko świtało, że powinien się
piec tyle minut ile gramów waży – wychodziło jak obszył 4
godziny, tylko w jakiej temperaturze? Postanowiłam zawierzyć
swojej intuicji.
Po otwarciu pudelka z przygotowanym nadzieniem,
stwierdziłam, że to jakaś koszmarna tłusta breja, i jak ma to być super pieczeń, to trzeba to zmienić.
Zaordynowałam kilogram
wątróbek drobiowych, dwa pęczki zielonej pietruszki i zmieszałam
z połową nadzieniowego szlamu.
Resztę dostał rudy domowy kot, ale nie zjadł,
popatrzył na mnie jakbym go chciała otruć.
Indyk udał się nadspodziewanie dobrze i sama nie wiem, jak to się
stało, bo w pewnym momencie piekarnik tak zaczął dymić, że
włączyły się wszystkie alarmy przeciwpożarowe w domu.
Pognaliśmy; ja błyskawicznie ratować dom przed spaleniem i
pieczeń, z Chinką u boku w lamencie – matko! 120 fontów!, i
milczącym Szczuplutkim który rzucił się wyłączać alarmy.
Ten
obiad był naprawdę pyszny, bo jeszcze podałam mój słynny barszcz
czerwony, i kilka znakomitych sałatek.
Ten obiad był uroczy i …
niezwykły!
Niezwykły,
bo cała rodzina przy jednym stole (co się nigdy później już nie
powtórzyło) z zaprzyjaźnioną Chinką i jej Anglikiem, oraz ja.
Uroczy,
bo cały wieczór zbierałam od wszystkich ochy i achy na temat
moich wyczynów kulinarnych, były pokazy moich zdolności
artystycznych również, o czym domownicy nie omieszkali
poinformować, i pytanie skąd oni wzięli taki skarb z imieniem
które im się kojarzy z Archaniołem Gabrielem, i … och, teraz
będę mogła zrobić z Gabrielą wiele pięknych rzeczy w domu, zrobimy dom z bajki ... .
Nawet mnie nie zdziwiło, że praktycznie cały wieczór mówiło się
wyłącznie o mnie.
Dlaczego? Bo już wtedy wiedziałam, że taka
opiekunka / gosposia / osobista artystka, to ogromny prestiż dla
Chińczyków i dlatego też indyk od Harrods-a, o czym zaproszeni zostali
niezwłocznie poinformowani, zanim jeszcze zaczęli jeść.
Wszystkie odcinki: Smaki i Zapachy Emigracji
Wszystkie odcinki: Smaki i Zapachy Emigracji
Komentarze
Prześlij komentarz
Porozmawiajmy ...
Włączona weryfikacja obrazkowa bo spam mi się wdarł.