Bazarowe życie na Camden
Trafiłam
do działu rękodzieła, po pytaniu co przywiozłam.
To co
zauważyłam, to obłędne nagromadzenie towarów na każdym stoisku, no życia
by mi nie wystarczyło na zapełnienie choćby jednego.
Mój sklepik
wyglądał zatem jakbym zapomniała się rozpakować do końca.
Punkt
dziesiąta zaczęli napływać pierwsi ewentualni klienci, a ja
zamiast włączyć uśmiech numer siedem, dalej rozglądałam się za
jakimś, jakimkolwiek! siedziskiem. Nic, ani pniaka czy kawałka
skrzynki, a moja walizka z tych miękkich, nie było się nawet o co
oprzeć. Mogłam zapomnieć o wdzięcznym dłubaniu na oczach
gawiedzi.
Ośmiogodzinne stanie, bo nie da się pochodzić za
półtorametrowym blatem, znała zdaje się moja sąsiadka Chinka z
autopsji, bo co jakiś czas dzieliła się swoim taboretem i łaskawie
pozwalała przysiąść na trochę.