Smaki i Zapachy Emigracji - cz XVII

Bazarowe życie na Camden Trafiłam do działu rękodzieła, po pytaniu co przywiozłam. To co zauważyłam, to obłędne nagromadzenie towarów na każdym stoisku, no życia by mi nie wystarczyło na zapełnienie choćby jednego. Mój sklepik wyglądał zatem jakbym zapomniała się rozpakować do końca. Punkt dziesiąta zaczęli napływać pierwsi ewentualni klienci, a ja zamiast włączyć uśmiech numer siedem, dalej rozglądałam się za jakimś, jakimkolwiek! siedziskiem. Nic, ani pniaka czy kawałka skrzynki, a moja walizka z tych miękkich, nie było się nawet o co oprzeć. Mogłam zapomnieć o wdzięcznym dłubaniu na oczach gawiedzi. Ośmiogodzinne stanie, bo nie da się pochodzić za półtorametrowym blatem, znała zdaje się moja sąsiadka Chinka z autopsji, bo co jakiś czas dzieliła się swoim taboretem i łaskawie pozwalała przysiąść na trochę.