Moj pierwszy tydzien w studiu - rozdzial 39
i nieoczekiwana zmiana
Jeździłam
codziennie na 10 rano do studia po półtorej godziny w jedna stronę,
ale nie przeszkadzało mi to ani trochę, bo wpadałam w fantastyczną
atmosferę, entuzjastyczny klimat radosnego tworzenia, wśród kapitalnych
ludzi.
Cudownie
brzydka Kler była zawsze.
Dlaczego cudownie brzydka? Bo ona nie
przejmowała się swoim wyglądem, mało tego, ona podkreślała
swoja brzydotę niesamowitymi ubiorami i zaskakującymi dodatkami we
wściekłych kolorach. Motała jakieś kolorowe szmaty we włosach, z
jednego ucha zwisał jej zawsze długi kolczyk z … na przykład
plastikową, różowiutką portmonetką, albo pomarańczowym kosmatym
miśkiem, albo szeroko uśmiechniętą żabą w groszkowym kolorze,
albo …, och, można było się spodziewać wszystkiego i okraszone
to zawsze niesamowitym makijażem.
- To mojej
babci z lat młodości – mówiła z radosnym żółtym uśmiechem. Do tych
sukienek zakładała zawsze, nie wiadomo gdzie wyszperane, obłędnie
kolorowe rajstopy i zdarzało się nierzadko, dwa różne buty.
To ona
pierwsza malowała każdy paznokieć na inny kolor. Do kompletu,
mówiła płynnie najczystszym londyńskim cocney-em, który
częściowo rozumiała tylko Nin.
Błyskawicznie
polubiłam ją na zabój, na zawsze, bezkrytycznie.
- Jestem
wyjątkowa – mawiała – bo nikt nie jest tak brzydki jak ja.
I była
absolutnie wyjątkowa. Słynna ekscentryczna Anna Paggi, to mały
pikuś przy Kler.
Piękna Nin
natomiast, parę razy w tygodniu pojawiała się później, bo była
też wykładowcą w Akademii Artystycznej na wydziale mody, ale to
ona była główną dowodzącą w studiu i to do niej należało
ostatnie słowo.
Byłam więc wśród
małolatów, nawet moje dizajnerki były przed trzydziestką, co nam w ogóle nie przeszkadzało.
Pokaz moich
prac zaowocował niemal natychmiast, bo już w ciągu następnego
tygodnia, Nin i Kler poprosiły mnie o pozostanie po pracy na trochę - chcemy z tobą porozmawiać.
Oblał mnie
zimny pot, kiedy usłyszałam, że miałam zastąpić małą Hinduskę,
która dała im wypowiedzenie, ale … właśnie zrezygnowała z
odejścia, a one bardzo ją cenią.
Rozumiem –
powiedziałam. I rozumiałam, gdzie mi tam było do niej na tej
maszynie.
Kiedy już
zaczęłam się podnosić aby się pożegnać, roześmiały się
ubawione i jedna przez drugą, zaczęły trajkotać w najwyższym
zachwycie:
- Ale
poczekaj
- Nie spiesz
się.
- Mamy dla
ciebie propozycję.
- Zupełnie
inną.
Usiadłam
błyskawicznie.
- Co powiesz
na wspólne projektowanie ciuchów z twoimi szydełkowymi lub na
drutach wstawkami, ozdobnikami, no nie wiemy jeszcze do końca, ale
jesteśmy otwarte na to co nam będzie wychodziło.
- To Kler na
to wpadła – wykrzyknęła Nin – a ja też wiem że masz
niesamowity potencjał.
- Jak
myślisz, możesz?
- Szydełkiem
i na drutach wszystko mogę – odparłam dobitnie – a one
uwierzyły mi.
Komentarze
Prześlij komentarz
Porozmawiajmy ...
Włączona weryfikacja obrazkowa bo spam mi się wdarł.