Chińskie awantury - rozdział 32
i pasjonujące rękodzieło
Pomimo, że mój
każdy dzień był poszatkowany według uznania Chinki i miałam
absolutny zakaz przyjmowania kogokolwiek w domu, radziłam sobie,
dorabiając tarotem z dojazdami do klientów. Ścigała mnie wtedy
wściekłymi telefonami - Gdzie jesteś? Wracaj natychmiast! Zaraz
będziesz mi potrzebna! - więc u klienta wyłączałam telefon rozgrzany do czerwoności.
To że
będę miała awanturę po powrocie nie wzruszało mnie, bo awantury
i tak były o cokolwiek, jedna więcej w danym dniu nie robiła
różnicy. A fakt że przez resztę dnia była dla mnie nieludzka za
karę, ignorowałam. Ważniejsze było dla mnie uzbieranie
wystarczającej ilości pieniędzy i to jak najszybciej, aby pier ..., sorry, pieprznąć to w sposób dla niej mocno dotkliwy, czyli bez
przygotowania – taka myśl pojawiła mi się i już została.
Codziennie też obrywał, czasami po kilka razy, w najbardziej
wyszukany i obrzydliwy sposób, Szczuplutki. Deptała jego męską
godność. Przyznaję, bywałam suką dla swoich mężczyzn,
szczególną suką w młodości (to z powodu mojego ojca tyrana i
trochę mi zajęło zanim się ogarnęłam), ale nigdy nie
przekraczałam niedopuszczalnych granic, a ona to robiła.
Na
pytanie, dlaczego jej nie przepędzi, odpowiedział, że nigdy
więcej nie zobaczyłby swojej córeczki. Przypuszczam że go tym
szantażowała, a biorąc pod uwagę jej charakterek, z pewnością
dotrzymałaby słowa.
Moment mojej
ucieczki zbliżał się wielkimi krokami, już prawie byłam gotowa,
ale znów nastąpiło przyspieszenie planów, bo Chinka przekroczyła
granice mojej wytrzymałości.
Hmmm, tylko pomyślę i zaraz przyspiesza. Co jest!
Tymczasem zrobiłam abażur i tylko pozostało znaleźć gdzieś na szmatach,
pasujące frędzle oraz jakieś frymuśne dodatki do pięknego
wykończenia, co nie było łatwe do wyszukania.
Zajęłam się więc ręcznym szyciem tych części
fotela, które nie wymagały pistoletu, na który jeszcze czekałyśmy.
Obszywałam poduchę na siedzenie, tę którą się umieszcza pod
pupą. Ponieważ materiał był w geste duże kwiaty, postanowiłam
dać lamówkę kremową na załamaniach poduchy, a później i samego fotela, aby wyciągnąć
optycznie jego piękny kształt, bo w tym natłoku kwiatów nieco
się zamazywał.
W połowie pierwszej górnej lamówki, z pokłutymi,
krwawiącymi palcami, bo nie potrafię szyć w naparstku, wróciła
Chinka z małą ze spaceru i jak zwykle stanęła za moimi plecami. Szczęśliwa w pasji tworzenia, odwróciłam głowę do niej, pokazując jednocześnie, jak pięknie odbija ten kremowy rulonik. Przyznam, że spodziewałam się przynajmniej akceptacji, jeśli nie zachwytu, ale jej reakcja na to co robię kompletnie mnie zdumiała, oszołomiła, wyprowadziła z równowagi tak bardzo, że odmówiłam dalszej współpracy, porzucając niedokończony abażur i fotel nieodwołanie, a wszystko co się wydarzyło później, było już tylko kilkudniową grą w - kto kogo i jak mocno, o czym Chinka ani Szczupły nie wiedzieli.
Komentarze
Prześlij komentarz
Porozmawiajmy ...
Włączona weryfikacja obrazkowa bo spam mi się wdarł.