Dodatkowa praca - rozdział 23
Szaruga wściekła
Moje
poszukiwania kwiaciarni w jak najbliższym otoczeniu, nadspodziewanie
szybko dały rezultat, ale nie było to dziwne, bo w moim CV widniało
przecież zatrudnienie w londyńskiej kwiaciarni znanej sieci i
prawdopodobnie w tych wiejskich okolicach jawiłam się jako rzadka
zdobycz.
W słuchawce zabrzmiał radosny męski głos, który
zapraszał mnie na spotkanie najszybciej jak tylko mogę.
Kwiaciarnia mieściła się w stareńkim budyneczku, pięknie urządzona, w sąsiednim, małym, prześlicznym miasteczku.
Zresztą wszystkie małe miasta angielskie są cudowne, w większości wiekowe, traktowane z czułością i niezwykłą troską, gdzie wpadasz w zatrzymany czas.
Z
obliczeń wynikało mi że w jedna stronę będę potrzebowała
pół godziny autobusem z przystanku pod domem, czyli pryszcz w
porównaniu z dojazdami w Londynie.
Wszystko zatem zapowiadało się
znakomicie, … ale tylko do następnego dnia.
Nie
dojechałam!
Od rana
lało. Ale jak?! To była totalna zawierucha z tnącym deszczem.
Niezrażona, ubrałam się odpowiednio, zabrałam wielki parasol,
który, jak tylko stanęłam na niezadaszonym przystanku, wściekły
wiatr wywrócił w drugą stronę.
Walcząc z szarugą, próbując się osłaniać, jednocześnie kurczowo się trzymając rury
aby wiatr mnie nie porwał, już po paru minutach byłam przemoczona
dokładnie do majtek. Dzielnie jednak czekałam na autobus który
już miał być, ale nawet się nie spóźnił, on w ogóle nie
przyjechał.Nie sprawdziłam o której ma być następny, tylko wróciłam do domu przemarznięta i ociekająca. Miałam wyłącznie siłę aby zadzwonić do czekającego na mnie pana, który dalej pogodnie, hmmm, w taką pogodę pogodnie odpowiedział, że o której przyjadę to będę, on rozumie i czeka.
Zdałam sobie natychmiast sprawę, że jeszcze raz to ja za żadne skarby nie wyjdę w to szaleństwo, o czym go poinformowałam.
Zgodził się czekać następnego dnia, ale następnego dnia też nie pojechałam, choć nawałnica wyniosła się.
Rozchorowałam się, chyba bardziej z wściekłości i bezradności niż z przemoczenia.
Mój mózg produkował najczarniejsze wizje, jak to co drugi dzień moknę, marznę i nie dojeżdżam, no nie potrafiłam tego powstrzymać trzęsąc się pod kołdrą.
Tymczasem
Znerwicowaną natchnęła myśl!
Założymy wspólnie kwiaciarnię
internetową.
Odkopała swój dyplom ukończenia kursu florystycznego,
wyciągnęła książki, między innymi jedną z milionem obrazków
kwiatów i ich nazwami po angielsku i łacinie, a która byłaby dla
mnie fantastyczna jeszcze nie tak dawno.
Jej plan był prosty.
Ona
zajmie się dostawą kwiatów do domu i dowozem zamówień, a ja
stroną internetową.
Cudownie że się jej trafiłam, florystka i obeznana z kompem, bo
ona ma serdecznie dość, no kurwa dość tej pracy ciężkiej i nocnej i zwierzchnictwa swojego męża.
Razem damy radę! -
zakrzyknęła w zachwycie - i szybko spłacę dom.
Komentarze
Prześlij komentarz
Porozmawiajmy ...
Włączona weryfikacja obrazkowa bo spam mi się wdarł.