Czarny kot 13-go w piątek
Dawno,
dawno temu, pewnego zimnego, zachlapanego wrześniowego wieczora,
dokładnie trzynastego w piątek, odbywało się u mnie spotkanie
ezoteryczne i jeden z uczestników, zresztą serdeczny przyjaciel,
musiał 3 razy wyjść w trakcie, z powodu jakichś jego spraw. Po
powrocie za pierwszym i drugim razem rzucał luźną uwagę, że w
śmietniku głośno płacze jakieś maleńkie kocię (znał się,
pracował w zoo i kochał miłością całkowitą i niepodważalną
zwierzęta), na razie jednak nie wszedł tam, bo może matka je
gdzieś przenosi i nie chce zostawić swojego zapachu. Kiedy
przyjaciel wrócił za trzecim razem, zapytał kto chce kota
i wyciągnął zza pazuchy maleńkie nieszczęście, które
natychmiast rozdarło się wielkim głosem. Powiedział, że musiał
go zabrać, bo to już za długo trwało i wniósł z tego, że
zwierzaczek został po prostu skazany na
śmierć. Kotek był przemarznięty, zupełnie łysy, z mokrym jeszcze pępkiem. Rozpoczęliśmy natychmiastową akcję ratowniczą.
Bratowa pobiegła do swojego domu i przyniosła własną czapkę z
lisa która po odwróceniu włosem do środka stała się przytulnym
gniazdkiem dla malucha, moja mała córeczka znalazła wśród małych
sąsiadek smoczka od lalki, ja masowałam zziębnięte ciałko, ktoś kupił mleko. Raniutko
pojechałyśmy do weterynarza, który go dokładnie osłuchał i
stwierdził: To się nie uda! Jest totalnie wyczerpany, ma zapalenie
oskrzeli i jest pogryziony mocno przez wszy. Dał jednak zastrzyk
wzmacniający, lekki antybiotyk i puder do ciała. I zaczęło
się: leczenie i karmienie co dwie godziny na okrągło. Wbrew opinii
lekarza kot przeżył i wyrósł na czarną jak smoła bestię z
fosforyzującymi oczami. Kogo wzięłyśmy sobie do domu dowiedziałam
się już po dwóch tygodniach, kiedy szłam uliczkami małej
miejscowości nadmorskiej w Holandii (kot podróżował ze mną po
Europie) trzymając w rozpięciu swetra między
piersiami, już opierzonego pierwszym puchem malucha z
bystrymi paciorkami niedawno otwartych oczu. Idące z naprzeciwka dwie Angielki, zachwyciły się
wystającym łebkiem z łapkami i jedna z nich wyciągnęła rękę
aby pogłaskać gnojka. Nie zdążyła. Kocię ze wściekłym sykiem
dopadło ręki szpilkami swoich zębów i igłami pazurów! Krew się
lała strugami, ja w popłochu błagałam o wybaczenie szukając
chusteczki, ona przepraszała, że nie powinna była wyciągać łap,
dopytując zdumiona, skąd wzięłam taką dzicz. I tak już zostało.
Kot, który po 8 miesiącach okazał się być kocicą, pilnował
domu i nas lepiej niż jakikolwiek pies wcześniej, a było ich
wiele. Mój mężczyzna nie został w ogóle
zaakceptowany, walczyła z nim wściekle drapiąc, gryząc, warcząc
i bezczelnie, z upodobaniem zajmując jego ulubione miejsca. Hmmm,
wiedziała wcześniej niż ja, że to facet do odstrzału, czyli do rozwodu. Mnie i
moją młodszą córkę kochała nad życie, lubiła bardzo bratową
od czapki, tolerowała zaledwie kilka bliskich mi osób, reszta
musiała się podporządkować jej warunkom – wejść do domu mogli
tylko jeśli powiedziałam żeby wpuściła, wolno im było usiąść w jednym miejscu i nie ruszać się, nie wolno było wyjść bez mojego wyraźnego zezwolenia.
Ach! Mogłabym opasłą
książkę napisać o niej i ani przez chwilę nie byłaby nudna, bo
była to absolutnie niezwykła kocica, która przeżyła z nami 17
lat. Żadne zwierzę nie zapisało się tak wyjątkowo jak
właśnie ona w naszym życiu i stanowczo kochałyśmy ją najbardziej. Zresztą nie mogło być inaczej z czarnym kotem z 13-go w piątek!
Mam w domu czarnego kota i wcale nie przynosi on mi pecha. Być może dzieje się tak dlatego, że bardzo dbam o mojego kociego przyjaciela. Najlepsza karma dla kota, którą karmię Jinka, posiada w składzie mięso wieprzowe i zdrowe warzywa - zestawienie tych składników bardzo dobrze oddziałuje na mojego kocurka.
OdpowiedzUsuńA ja mam znów kocice, ale tym razem szaro białą, przepiękną i niezwykle inteligentna.
OdpowiedzUsuń